129/2014 - Trójstyk dz.4
Piątek, 15 sierpnia 2014 Kategoria CIEKAWE WYCIECZKI, TRÓJSTYK 2014, WYCIECZKI POWYŻEJ 80 KM
Uczestnicy
Km: | 94.40 | Km teren: | 8.00 | Czas: | 06:10 | km/h: | 15.31 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |
Korzystając ze słoneczka od rana , ruszamy do czeskiego Liberca.
Trasa biegnie malowniczymi ścieżkami wzdłuż Nysy Łużyckiej.
Docieramy do celu - przerwa na pyszne lody i ciasto :)
Budynek ratusza na rynku robi na mnie mega wrażenie :)
Piękna budowla. Za trzecim razem udaje nam się ustrzelić wspólną fotkę, ponieważ Pepiczki nieustannie wchodziły nam w kadr ;)
Fontanna na rynku:
Miasteczko tętni życiem :)
Pogoda nieco się pograsza, jedziemy razem z czarnymi chmurami.
Zaczęło lać, ale my z cukru nie jesteśmy, więc zakładamy nasze piękne poncza (Sebastian to nie są płachytki ;) ) i robiąc tylko jeden przystanek wracamy w deszczu do Porajewa.
Miałam mokre rękawiczki, buty i spodnie - tyłek zresztą też, bo wcześniej mi nachlapało. :)
Z daleka widzimy dym i docerają do nas sygnały syren... to oznacza tylko jedno : PALI SIĘ !!!
Na szczęście był to tylko pozar sadzy, ale chmura dymu była konkretna.
Ugrzaliśmy się trochę i pojechaliśmy jeszcze na wieczorny spacerek po okolicy, na punkt widokowy odkrywki Turów.
oraz na ośrodek Krystynka, i do czeskiego Hradka :)
Trasa biegnie malowniczymi ścieżkami wzdłuż Nysy Łużyckiej.
Docieramy do celu - przerwa na pyszne lody i ciasto :)
Budynek ratusza na rynku robi na mnie mega wrażenie :)
Piękna budowla. Za trzecim razem udaje nam się ustrzelić wspólną fotkę, ponieważ Pepiczki nieustannie wchodziły nam w kadr ;)
Fontanna na rynku:
Miasteczko tętni życiem :)
Pogoda nieco się pograsza, jedziemy razem z czarnymi chmurami.
Zaczęło lać, ale my z cukru nie jesteśmy, więc zakładamy nasze piękne poncza (Sebastian to nie są płachytki ;) ) i robiąc tylko jeden przystanek wracamy w deszczu do Porajewa.
Miałam mokre rękawiczki, buty i spodnie - tyłek zresztą też, bo wcześniej mi nachlapało. :)
Z daleka widzimy dym i docerają do nas sygnały syren... to oznacza tylko jedno : PALI SIĘ !!!
Na szczęście był to tylko pozar sadzy, ale chmura dymu była konkretna.
Ugrzaliśmy się trochę i pojechaliśmy jeszcze na wieczorny spacerek po okolicy, na punkt widokowy odkrywki Turów.
oraz na ośrodek Krystynka, i do czeskiego Hradka :)
128/1014 - Trójstyk dz.3
Czwartek, 14 sierpnia 2014 Kategoria TRÓJSTYK 2014, CIEKAWE WYCIECZKI, WYCIECZKI POWYŻEJ 100 KM
Uczestnicy
Km: | 114.00 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 07:40 | km/h: | 14.87 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś zamierzamy odwiedzić Park Narodowy Szwajcaria Czeska oraz Rezerwat Przyrody - Kanion Łaby.
Ruszając trafiamy na uroczy zameczek w Hornitz
Następnie kierujemy się w stronę Parku Narodowego Szwajcaria Czeska.
Pogoda jest dość dzika - ani ciepło, ani zimno. Przy podjazdach, których jest odrobinę mniej niż poprzedniego dnia jest mi bardzo gorąco, przy zjazdach - zimno.
Wkurzające - nie wiadomo jak się ubrać :) Ale jakoś się ogarniamy, wychodzi słońce, i robi się całkiem fajnie :)
Raz pod górkę a raz z górki przejeżdżamy przez urocze niemieckie i czeskie wioseczki. Tam wszystko jest takie KOCHANE :)
Jest bardzo czysto, zabudowa jest przesłodka a całość w połączeniu z górami i szumiącymi wszędzie strumyczkami tworzy sielankowy klimat :)
Strasznie mi się to podobało :) Cisza, spokój i tak ładnie :)
Chciałoby się tam zostać... :)
Docieramy do Parku Narodowego Szwajcaria Czeska.
Super miejsce, wszędzie pną się skały, do tego niedawno padał deszcz więc wszystko paruje...
Park Narodowy Szwajcaria Czeska
Na zjazdach robi się niebezpiecznie, bo rower pędzi , wszystko jest śliskie a ja mam wrażenie , że zaraz zabiję się na pierwszym lepszym drzewie przy ścieżce... jednak po kilku kilometrach "nauczyłam się" zjeżdżać, na szczęście bez upadku i dalej już sprawia mi to frajdę :)
Ale nie powiem, bo gorąco mi się kilka razy zrobiło ;)
Wyjeżdżając z Parku kierujemy się na miasteczko Decin przez Hrensko, szlakiem Łabskim.
Wspaniałe widoki towarzyszą nam aż do samego Decin.
Ruszamy do Decin !
Kolorowe stragany :)
Docieramy do Decin i ukazuje się nam całkiem ciekawy widok :) Oraz dwa piękne Zamki :) Jeden na szczycie, drugi na dole :)
Kanion Łaby :)
Pojeździliśmy chwilkę po ścieżkach rowerowych wzdłuż rzeki, na których panuje tłok.
W Decin Sebastian demonstruje swoje umiejętności lingwistyczne i jednym zdaniem przy kasie biletowej kupuje nam tikety na zuga , dzięki czemu możemy legalnie przejechać do miejscowości Rybniste, skąd czeka nas zjazd do Zittau. ;)
Podróż czeskim pociągiem jest komfortowa, ale upływa chwil kilka i rodzą się w nas obawy - czy zdołamy się wydostać?! czy kupiliśmy bilet w jedną stronę??? Kiedy w przedziale znalazło się z 10+ rowerzystów z pełnym ekwipunkiem zabrakło z głośników piosenki "one way ticket", ale na szczęście pepiczki nas wypuściły i mogliśmy dotrzeć na kwaterę na dwóch kółkach HA HA HA ;)
Jeszcze tylko słodkości przy pięknych okolicznościach przyrody ;)
W końcu znalazłam kogoś, kto mnie rozumie ;)
Tak właśnie minął nam ten fantastyczny dzień :)
Ruszając trafiamy na uroczy zameczek w Hornitz
Następnie kierujemy się w stronę Parku Narodowego Szwajcaria Czeska.
Pogoda jest dość dzika - ani ciepło, ani zimno. Przy podjazdach, których jest odrobinę mniej niż poprzedniego dnia jest mi bardzo gorąco, przy zjazdach - zimno.
Wkurzające - nie wiadomo jak się ubrać :) Ale jakoś się ogarniamy, wychodzi słońce, i robi się całkiem fajnie :)
Raz pod górkę a raz z górki przejeżdżamy przez urocze niemieckie i czeskie wioseczki. Tam wszystko jest takie KOCHANE :)
Jest bardzo czysto, zabudowa jest przesłodka a całość w połączeniu z górami i szumiącymi wszędzie strumyczkami tworzy sielankowy klimat :)
Strasznie mi się to podobało :) Cisza, spokój i tak ładnie :)
Chciałoby się tam zostać... :)
Docieramy do Parku Narodowego Szwajcaria Czeska.
Super miejsce, wszędzie pną się skały, do tego niedawno padał deszcz więc wszystko paruje...
Park Narodowy Szwajcaria Czeska
Na zjazdach robi się niebezpiecznie, bo rower pędzi , wszystko jest śliskie a ja mam wrażenie , że zaraz zabiję się na pierwszym lepszym drzewie przy ścieżce... jednak po kilku kilometrach "nauczyłam się" zjeżdżać, na szczęście bez upadku i dalej już sprawia mi to frajdę :)
Ale nie powiem, bo gorąco mi się kilka razy zrobiło ;)
Wyjeżdżając z Parku kierujemy się na miasteczko Decin przez Hrensko, szlakiem Łabskim.
Wspaniałe widoki towarzyszą nam aż do samego Decin.
Ruszamy do Decin !
Kolorowe stragany :)
Docieramy do Decin i ukazuje się nam całkiem ciekawy widok :) Oraz dwa piękne Zamki :) Jeden na szczycie, drugi na dole :)
Kanion Łaby :)
Pojeździliśmy chwilkę po ścieżkach rowerowych wzdłuż rzeki, na których panuje tłok.
W Decin Sebastian demonstruje swoje umiejętności lingwistyczne i jednym zdaniem przy kasie biletowej kupuje nam tikety na zuga , dzięki czemu możemy legalnie przejechać do miejscowości Rybniste, skąd czeka nas zjazd do Zittau. ;)
Podróż czeskim pociągiem jest komfortowa, ale upływa chwil kilka i rodzą się w nas obawy - czy zdołamy się wydostać?! czy kupiliśmy bilet w jedną stronę??? Kiedy w przedziale znalazło się z 10+ rowerzystów z pełnym ekwipunkiem zabrakło z głośników piosenki "one way ticket", ale na szczęście pepiczki nas wypuściły i mogliśmy dotrzeć na kwaterę na dwóch kółkach HA HA HA ;)
Jeszcze tylko słodkości przy pięknych okolicznościach przyrody ;)
W końcu znalazłam kogoś, kto mnie rozumie ;)
Tak właśnie minął nam ten fantastyczny dzień :)
127/2014 - Trójstyk dz.2
Środa, 13 sierpnia 2014 Kategoria CIEKAWE WYCIECZKI, TRÓJSTYK 2014, WYCIECZKI POWYŻEJ 80 KM
Uczestnicy
Km: | 93.10 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 06:24 | km/h: | 14.55 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiejszym naszym celem jest zobaczenie niezwykłej formacji skalnej - PANSKA SKALA, w Czechach.
Jest to moje pierwsze "starcie" z górami... choć nie wysokimi , to jednak górami - do tej pory jeździłam tylko po płaskich terenach. :)
Wrażenia są jak najbardziej pozytywne :)
Co prawda pokonywanie podjazdów zajmowało mi trochę czasu, prędkość nie była powalająca, ale strasznie mi się spodobało i w końcowym rozrachunku nie czułam się jak po totalnej rzeźni... :)
Wszystko jest dla ludzi, trzeba nad sobą pracować. Mnie się podobało, mimo tego, że trzeba włożyć w to trochę więcej wysiłku :)
Takie miłe widoczki i stworki mijamy po drodze:
Na początek podjeżdżamy na Oybin... jest cieżko, ale znośnie. Chwilami, kilometrami bardzo stromo... i bardzo pod górę
Psychicznie przygotowuję się na cały dzień w takich warunkach... :) Widoki są przepiękne!!! To dodaje powera :)
Na trasie - w drodze na Panska Skale
Docieramy do celu... PANSKA SKALA zdobyta !!! :)
Sebek się cieszy, ja się cieszę... wdrapujemy się na górę, jemy, robimy zdjęcia :)
To super miejsce :)
Pańska Skała jest najstarszym w Czechach rezerwatem geologicznym i jednocześnie jednym z najstarszych tego typu założeń w Europie.
Widok z góry - oczywiście Pepiczki musiały wleźć mi w kadr ;)
Wspólna fotka na tle Panskiej Skaly
W drogę powrotną ruszam z nadzieją , że będziemy trochę zjeżdżać i będzie w końcu z górki...
Nie jest tak. Wjeżdżamy coraz wyżej, wyżej... i wyżej... :) Robi się coraz bardziej ciekawie :) Trafiają się jednak odcinki, gdzie jest w miarę równo.
Wspaniałe widoki w drodze powrotnej.
Po drodze łapie nas deszcz, ale trwa to tylko chwilę. Zdążyliśmy jednak ubrać nasze śliczne kubraczki, rodem z zakładów masarskich ;)
Potem znowu podjazd... podjazd... podjazd... i zjazd :)
Zatrzymaliśmy się na granicy Czesko - Niemieckiej, czeka nas zjazd do Niemiec... widoki sa prześliczne (nie wiem ile razy jeszcze to powtórzę, podobalo mi się tam wszystko! )
A potem zjeżdżamy w towarzystwie pięknych skał, w niezywkle klimatycznym parku... tam to było super. Nie mogłam wyrobić na zakętach, tak mnie nosiło :D
...super zjazd... :)
Wróciliśmy do Porajowa cali i zdrowi, zadowoleni i szczęśliwi :) To był mega dzień :)
Jest to moje pierwsze "starcie" z górami... choć nie wysokimi , to jednak górami - do tej pory jeździłam tylko po płaskich terenach. :)
Wrażenia są jak najbardziej pozytywne :)
Co prawda pokonywanie podjazdów zajmowało mi trochę czasu, prędkość nie była powalająca, ale strasznie mi się spodobało i w końcowym rozrachunku nie czułam się jak po totalnej rzeźni... :)
Wszystko jest dla ludzi, trzeba nad sobą pracować. Mnie się podobało, mimo tego, że trzeba włożyć w to trochę więcej wysiłku :)
Takie miłe widoczki i stworki mijamy po drodze:
Na początek podjeżdżamy na Oybin... jest cieżko, ale znośnie. Chwilami, kilometrami bardzo stromo... i bardzo pod górę
Psychicznie przygotowuję się na cały dzień w takich warunkach... :) Widoki są przepiękne!!! To dodaje powera :)
Na trasie - w drodze na Panska Skale
Docieramy do celu... PANSKA SKALA zdobyta !!! :)
Sebek się cieszy, ja się cieszę... wdrapujemy się na górę, jemy, robimy zdjęcia :)
To super miejsce :)
Pańska Skała jest najstarszym w Czechach rezerwatem geologicznym i jednocześnie jednym z najstarszych tego typu założeń w Europie.
Widok z góry - oczywiście Pepiczki musiały wleźć mi w kadr ;)
Wspólna fotka na tle Panskiej Skaly
W drogę powrotną ruszam z nadzieją , że będziemy trochę zjeżdżać i będzie w końcu z górki...
Nie jest tak. Wjeżdżamy coraz wyżej, wyżej... i wyżej... :) Robi się coraz bardziej ciekawie :) Trafiają się jednak odcinki, gdzie jest w miarę równo.
Wspaniałe widoki w drodze powrotnej.
Po drodze łapie nas deszcz, ale trwa to tylko chwilę. Zdążyliśmy jednak ubrać nasze śliczne kubraczki, rodem z zakładów masarskich ;)
Potem znowu podjazd... podjazd... podjazd... i zjazd :)
Zatrzymaliśmy się na granicy Czesko - Niemieckiej, czeka nas zjazd do Niemiec... widoki sa prześliczne (nie wiem ile razy jeszcze to powtórzę, podobalo mi się tam wszystko! )
A potem zjeżdżamy w towarzystwie pięknych skał, w niezywkle klimatycznym parku... tam to było super. Nie mogłam wyrobić na zakętach, tak mnie nosiło :D
...super zjazd... :)
Wróciliśmy do Porajowa cali i zdrowi, zadowoleni i szczęśliwi :) To był mega dzień :)
126/2014 - Trójstyk dz.1
Wtorek, 12 sierpnia 2014 Kategoria CIEKAWE WYCIECZKI, WYCIECZKI POWYŻEJ 50 KM, TRÓJSTYK 2014
Uczestnicy
Km: | 66.80 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 03:55 | km/h: | 17.06 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na kilka dni wyskoczyliśmy z Sebastianem w bardzo ciekawe okolice trójstyku granic - Polski, Czech oraz Niemiec.
Naszą bazą była miejscowość Porajów - jak na swoją wielkość całkiem dobrze rozwinięta.
Na miejsce dotarliśmy częściowo PKP (bez niespodzianek, część podróży przespałam) i rowerami - z dworca w Węglińcu.
Już na samym początku poczułam smak tych terenów - ZACZĘŁY SIĘ PODJAZDY...
Widoki rekompensują trud jazdy pod wiatr, pod górę...
Na miejscu przywitali nas przesympatyczni Państwo gościnni, i ruszyliśmy na obowiązkowy objazd okolicy...
TRÓJSTYK
Ośrodek wypoczynkowy i jezioro o wdzięcznej nazwie KRYSTYNKA , w Czechach
ZITTAU - najbliższe niemieckie miasteczko, urocze, czyste i śliczne :)
Piękne osiedle w Zittau, zauważyłam je z daleka :)
Na kolorowych ścianach znajduja się rzeźby... :)
Olberzdorfer See - kolejne jezioro ze sporym terenem rekreacyjnym , w Niemczech
Spodobało się nam tam od razu :)
Naszą bazą była miejscowość Porajów - jak na swoją wielkość całkiem dobrze rozwinięta.
Na miejsce dotarliśmy częściowo PKP (bez niespodzianek, część podróży przespałam) i rowerami - z dworca w Węglińcu.
Już na samym początku poczułam smak tych terenów - ZACZĘŁY SIĘ PODJAZDY...
Widoki rekompensują trud jazdy pod wiatr, pod górę...
Na miejscu przywitali nas przesympatyczni Państwo gościnni, i ruszyliśmy na obowiązkowy objazd okolicy...
TRÓJSTYK
Ośrodek wypoczynkowy i jezioro o wdzięcznej nazwie KRYSTYNKA , w Czechach
ZITTAU - najbliższe niemieckie miasteczko, urocze, czyste i śliczne :)
Piękne osiedle w Zittau, zauważyłam je z daleka :)
Na kolorowych ścianach znajduja się rzeźby... :)
Olberzdorfer See - kolejne jezioro ze sporym terenem rekreacyjnym , w Niemczech
Spodobało się nam tam od razu :)
125/2014
Poniedziałek, 11 sierpnia 2014
Uczestnicy
Km: | 19.70 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:56 | km/h: | 21.11 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |
124/2014
Sobota, 9 sierpnia 2014
Uczestnicy
Km: | 19.90 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 01:10 | km/h: | 17.06 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |
123/2014 - powrót z nad morza - Tczew
Piątek, 8 sierpnia 2014 Kategoria CIEKAWE WYCIECZKI, WYCIECZKI POWYŻEJ 50 KM
Uczestnicy
Km: | 58.20 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 03:15 | km/h: | 17.91 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |
Plan był następujący – plażowanie i pedałowanie do Tczewa,
skąd mieliśmy wracać…
Jednak pogoda zdecydowala za nas – nie będziecie plażować.
Mieliśmy dojechać do Jantaru, a stamtąd pomknąć na Tczew. Już na pierwszym kilometrze zaczęła padać delikatna mżawka…
Dotarliśmy na plażę, nie było jeszcze tak źle a woda w morzu cieplutka…
Morze Bałtyckie - plaża Jantar
Miałam nawet wizję, żeby założyć strój i się wykąpać, ale szybko mi przeszła ochota, ponieważ zaczęło coraz mocniej padać…
Schowaliśmy się pod daszkiem, gdzie trochę sobie pospałam…
Spanko nad Bałtykiem
… i zrobilo mi się strasznie zimno… dlatego założyłam sobie skarpetki, potem sandałki ( ha ha ha ) i pomalutku ruszyliśmy w drogę…
Morze Bałtyckie - JANTAR © anetkas
Im bliżej Tczewa, tym pogoda ładniejsza, zaczęło nieźle grzać…
I naszym oczom ukazał się piękny widok mostu w Tczewie, który oficjalnie jest nieczynny. Robi wrażenie i to jakie !
Widok przed mostem w Tczewie
Piękne widoczki w Tczewie
To bardzo ładne miasto – stare miasto, fajne tereny rekreacyjne :)
Na pociąg i do domu… PKP JAK TO PKP
Wyjazd mega udany !!!
Jednak pogoda zdecydowala za nas – nie będziecie plażować.
Mieliśmy dojechać do Jantaru, a stamtąd pomknąć na Tczew. Już na pierwszym kilometrze zaczęła padać delikatna mżawka…
Dotarliśmy na plażę, nie było jeszcze tak źle a woda w morzu cieplutka…
Morze Bałtyckie - plaża Jantar
Miałam nawet wizję, żeby założyć strój i się wykąpać, ale szybko mi przeszła ochota, ponieważ zaczęło coraz mocniej padać…
Schowaliśmy się pod daszkiem, gdzie trochę sobie pospałam…
Spanko nad Bałtykiem
… i zrobilo mi się strasznie zimno… dlatego założyłam sobie skarpetki, potem sandałki ( ha ha ha ) i pomalutku ruszyliśmy w drogę…
Morze Bałtyckie - JANTAR © anetkas
Im bliżej Tczewa, tym pogoda ładniejsza, zaczęło nieźle grzać…
I naszym oczom ukazał się piękny widok mostu w Tczewie, który oficjalnie jest nieczynny. Robi wrażenie i to jakie !
Widok przed mostem w Tczewie
Piękne widoczki w Tczewie
To bardzo ładne miasto – stare miasto, fajne tereny rekreacyjne :)
Na pociąg i do domu… PKP JAK TO PKP
Wyjazd mega udany !!!
NAD MORZE W 1 DZIEŃ !!! :)
Czwartek, 7 sierpnia 2014 Kategoria Nad Bałtyk w 1dzień - Stegna, CIEKAWE WYCIECZKI, WYCIECZKI POWYŻEJ 300KM
Uczestnicy
Km: | 301.80 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 15:10 | km/h: | 19.90 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiejszy dzien zaczął się dla nas bardzo wcześnie… pobudka
o północy, śniadanko, i punktualnie o godz 1: 00 napełnieni optymizmem i
spragnieni wrażeń ruszyliśmy w rowerową trasę:
NAD MORZE BAŁTYCKIE W 1 DZIEŃ
Po raz pierwszy miałam okazję jechać tyle w nocy, na dodatek po raz pierwszy w tak długą trasę …
Jechało się wyśmienicie, nie przeszkadzał nawet wiatr , który jak się okazało wcale nie był w plecy…
Jedziemy częściowo krajówką, częściowo drogami wojewódzkimi przez Mogilno, Barcin i wiele innych miejscowości i sprawnie, ok. 4:00 docieramy do Bydgoszczy
Pierwszy punkt kontrolny - Bydgoszcz ok 4:00 rano :)
Jazda w nocy jak już wspomniałam jest nowym dla mnie doświadczeniem, przyjemnym
Miałam pewne obawy, ale okazuje się, że szerokie pobocza i mały ruch to raj dla rowerzystów. Szkoda tylko, że nic nie widać… ale zaczyna świtać…
W Trzęsaczu (nie tym nadmorskim ;) ) zaliczamy ok. 8% długi podjazd, aby potem zjechać w pradolinę rzeki Wisły… jechałam 56km/h – jeszcze nigdy nie jechałam tak szybko
Robi się nieco zimnej, ale to nie jest w tej chwili ważne, ponieważ klimat jest magiczny… Cieżko opisać to słowami…
Wschód słońca na trasie
Mgła, sarny, bociany… Chłodno, a słoneczko wschodzi… Piękne widoki
Czułam się w miarę, jednak z czasem zaczęło się pogarszać… Spałam tak naprawdę ok. 3 godz przed wyjazdem, poprzedniego dnia również nie za długo i zaczęłam zasypiać za kierownicą…
Nie wiedziałam co się dzieje, nogi miały siłę, chciałam jechać ale głowa robiła mi się tak masakrycznie ciężka, że myślałam , że autentycznie usnę na trasie… Początkowo chciałam wypić kawę, ale Sebuś postanowił , ze zrobimy dłuższy przystanek i się zdrzemnę, chociaż na chwilę.
Dojeżdżając do Chełmna zaczęłam na dodatek czuć, że chce mi się wymiotować – chyba z głodu , ponieważ ostatni posiłek zjadłam 128 km temu.
Rozłożywszy płachtę… P A D Ł A M …
Ofiara trasy :)
Ale po 35 minutach snu POWSTAŁAM !!!
i czułam się już wspaniale, zatem – lecimy nie śpimy, bo czekają na nas piękne widoczki
Około 10 meldujemy się w Grudziądzu. Piękne to miasto, lecz ciężko się jeździ – cały czas po górkę :D
Nie zrażamy się, bo naszym celem jest przecież oprócz Morza Bałtyckiego sklep z owadem w nazwie, a tam czeka pyszne jedzonko
Jadąc dalej widoki robia się coraz lepsze, robi się też coraz bardziej gorąco dlatego postanawiam się przebrać. Naszym kolejnym punktem kontrolnym jest Kwidzyn.
Napotkane pole słoneczników – zerwałam sobie kwiatek, który dzielnie towarzyszył mi podczas reszty trasy i wytrzymał do samego Morza :)
Przed dotarciem na zamek odwiedzamy sklep, w którym uprzejma Pani kroi na porcje soczystego arbuza – wcinamy go przed zamkiem, na co z zazdrościa patrzą niecmieccy turyści :P
Zamek robi na nas wrażenie :)
Jest mega gorąco, na naszych licznikach ponad 200 km a droga … cieżko nazwać to coś asfaltem… ŁATKA NA ŁATCE. Trzęsie tyłki do tego stopnia, że chwilami jedyną myślą przepływającą przez mój głowę jest brzydkie słowo na k. Może w terenie będzie lepiej? Oczywiście! Jest jeden odcinek, może ok. 5km – TARKA. Koszmar się jednak kończy – podejmujemy decyzję o jeździe okrężną drogą i jedziemy już w miarę normalnie.
Sprawnie docieramy do Malborka, gdzie robimy sobie przerwę pod Zamkiem.
A z Malborka jest niecałe 40 km do celu naszej wycieczki… To przecież tak niewiele. Caly czas za plecami słysze radosne I motywujące okrzyki , ale ten odcinek daje mi najbardziej po psychice. Drzewa,snopki,pola. Drzewa, snopki, pola. Samochody? – może z 3,4…. Nic więcej, prosta droga, w dodatku silny wiatr w twarz. Było mi już w pewnym dość cieżko, ale zaczełam suszyć zęby kiedy zrobil się wiekszy ruch na trasie. Pełno samochodów, ludzi a to znaczy, że… JESTEŚMY JUŻ BARDZO BLISKO!!!
Ten ostatni odcinek, o dziwo, poszedł bardzo sprawnie i przed 19:00 ujrzeliśmy tabliczkę z napisem STEGNA !!!
CEL ZDOBYTY - cali, zdrowi i szczęśliwi docieramy do STEGNY
No to trzeba jeszcze gdzieś spać… Jeden telefon, drugi, trzeci, piętnasty, dwudziesty drugi… NIE MA MIEJSC !!!
Postanawiam wejść do schroniska młodzieżowego, w recepcji siedział starszy pan… Na pytanie czy ma wolne miejsca, odpowiedział, że owszem, ale musi coś dokoptować… Myślałam, ze dostawi łóżko. Szybciutko wyleciałam na zewnatrz, uradowana, krzyczę „Sebek, wciągaj rowery, mamy spanie!” (może z 20 schodów :) )
Potem wróciłam do głuchego recepcjonisty, tudzież dyrektora obiektu, który zaprowadził mnie do pokoju – czekał tam na mnie podstarzały, śmierdzący brutalem nadmorski playboy … - proszę się zapoznać, z tym panem będzie pani spać – dzień dobry!
Myślałam, ze padnę……………………………………… :D
Szukamy dalej… Wyjechaliśmy kawałek za Stegnę, pokusiłam się jeszcze zadzwonić na numer z tabliczki w lesie i udało się…
Zostawiliśmy toboly, i pojechaliśmy nad morze…
Na ten widok czekałam od ponad 18 godzin…
Jesteśmy nad morzem !!! :)
Pojechaliśmy jeszcze na zakupy , coś zjeść (hece takie, że przez miesiąc będziemy się z tego śmiać) , myjku i spać.
Wrażenia z wycieczki są nie do opisania słowami… było wspaniale J Mimo wiatru, temperatury i tych okropnych dziur w drogach poradziliśmy sobie :)
Spokojnym tempem dojechaliśmy sprawnie – cali, zdrowi i co najważniejsze uśmiechnięci i szczęśliwi do celu… A wspomnienia z tego wyjazdu pozostaną nam w pamięci na zawsze … :) :) :)
BYŁO MEEEGGGGAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
NAD MORZE BAŁTYCKIE W 1 DZIEŃ
Po raz pierwszy miałam okazję jechać tyle w nocy, na dodatek po raz pierwszy w tak długą trasę …
Jechało się wyśmienicie, nie przeszkadzał nawet wiatr , który jak się okazało wcale nie był w plecy…
Jedziemy częściowo krajówką, częściowo drogami wojewódzkimi przez Mogilno, Barcin i wiele innych miejscowości i sprawnie, ok. 4:00 docieramy do Bydgoszczy
Pierwszy punkt kontrolny - Bydgoszcz ok 4:00 rano :)
Jazda w nocy jak już wspomniałam jest nowym dla mnie doświadczeniem, przyjemnym
Miałam pewne obawy, ale okazuje się, że szerokie pobocza i mały ruch to raj dla rowerzystów. Szkoda tylko, że nic nie widać… ale zaczyna świtać…
W Trzęsaczu (nie tym nadmorskim ;) ) zaliczamy ok. 8% długi podjazd, aby potem zjechać w pradolinę rzeki Wisły… jechałam 56km/h – jeszcze nigdy nie jechałam tak szybko
Robi się nieco zimnej, ale to nie jest w tej chwili ważne, ponieważ klimat jest magiczny… Cieżko opisać to słowami…
Wschód słońca na trasie
Mgła, sarny, bociany… Chłodno, a słoneczko wschodzi… Piękne widoki
Czułam się w miarę, jednak z czasem zaczęło się pogarszać… Spałam tak naprawdę ok. 3 godz przed wyjazdem, poprzedniego dnia również nie za długo i zaczęłam zasypiać za kierownicą…
Nie wiedziałam co się dzieje, nogi miały siłę, chciałam jechać ale głowa robiła mi się tak masakrycznie ciężka, że myślałam , że autentycznie usnę na trasie… Początkowo chciałam wypić kawę, ale Sebuś postanowił , ze zrobimy dłuższy przystanek i się zdrzemnę, chociaż na chwilę.
Dojeżdżając do Chełmna zaczęłam na dodatek czuć, że chce mi się wymiotować – chyba z głodu , ponieważ ostatni posiłek zjadłam 128 km temu.
Rozłożywszy płachtę… P A D Ł A M …
Ofiara trasy :)
Ale po 35 minutach snu POWSTAŁAM !!!
i czułam się już wspaniale, zatem – lecimy nie śpimy, bo czekają na nas piękne widoczki
Około 10 meldujemy się w Grudziądzu. Piękne to miasto, lecz ciężko się jeździ – cały czas po górkę :D
Nie zrażamy się, bo naszym celem jest przecież oprócz Morza Bałtyckiego sklep z owadem w nazwie, a tam czeka pyszne jedzonko
Jadąc dalej widoki robia się coraz lepsze, robi się też coraz bardziej gorąco dlatego postanawiam się przebrać. Naszym kolejnym punktem kontrolnym jest Kwidzyn.
Napotkane pole słoneczników – zerwałam sobie kwiatek, który dzielnie towarzyszył mi podczas reszty trasy i wytrzymał do samego Morza :)
Przed dotarciem na zamek odwiedzamy sklep, w którym uprzejma Pani kroi na porcje soczystego arbuza – wcinamy go przed zamkiem, na co z zazdrościa patrzą niecmieccy turyści :P
Zamek robi na nas wrażenie :)
Jest mega gorąco, na naszych licznikach ponad 200 km a droga … cieżko nazwać to coś asfaltem… ŁATKA NA ŁATCE. Trzęsie tyłki do tego stopnia, że chwilami jedyną myślą przepływającą przez mój głowę jest brzydkie słowo na k. Może w terenie będzie lepiej? Oczywiście! Jest jeden odcinek, może ok. 5km – TARKA. Koszmar się jednak kończy – podejmujemy decyzję o jeździe okrężną drogą i jedziemy już w miarę normalnie.
Sprawnie docieramy do Malborka, gdzie robimy sobie przerwę pod Zamkiem.
A z Malborka jest niecałe 40 km do celu naszej wycieczki… To przecież tak niewiele. Caly czas za plecami słysze radosne I motywujące okrzyki , ale ten odcinek daje mi najbardziej po psychice. Drzewa,snopki,pola. Drzewa, snopki, pola. Samochody? – może z 3,4…. Nic więcej, prosta droga, w dodatku silny wiatr w twarz. Było mi już w pewnym dość cieżko, ale zaczełam suszyć zęby kiedy zrobil się wiekszy ruch na trasie. Pełno samochodów, ludzi a to znaczy, że… JESTEŚMY JUŻ BARDZO BLISKO!!!
Ten ostatni odcinek, o dziwo, poszedł bardzo sprawnie i przed 19:00 ujrzeliśmy tabliczkę z napisem STEGNA !!!
CEL ZDOBYTY - cali, zdrowi i szczęśliwi docieramy do STEGNY
No to trzeba jeszcze gdzieś spać… Jeden telefon, drugi, trzeci, piętnasty, dwudziesty drugi… NIE MA MIEJSC !!!
Postanawiam wejść do schroniska młodzieżowego, w recepcji siedział starszy pan… Na pytanie czy ma wolne miejsca, odpowiedział, że owszem, ale musi coś dokoptować… Myślałam, ze dostawi łóżko. Szybciutko wyleciałam na zewnatrz, uradowana, krzyczę „Sebek, wciągaj rowery, mamy spanie!” (może z 20 schodów :) )
Potem wróciłam do głuchego recepcjonisty, tudzież dyrektora obiektu, który zaprowadził mnie do pokoju – czekał tam na mnie podstarzały, śmierdzący brutalem nadmorski playboy … - proszę się zapoznać, z tym panem będzie pani spać – dzień dobry!
Myślałam, ze padnę……………………………………… :D
Szukamy dalej… Wyjechaliśmy kawałek za Stegnę, pokusiłam się jeszcze zadzwonić na numer z tabliczki w lesie i udało się…
Zostawiliśmy toboly, i pojechaliśmy nad morze…
Na ten widok czekałam od ponad 18 godzin…
Jesteśmy nad morzem !!! :)
Pojechaliśmy jeszcze na zakupy , coś zjeść (hece takie, że przez miesiąc będziemy się z tego śmiać) , myjku i spać.
Wrażenia z wycieczki są nie do opisania słowami… było wspaniale J Mimo wiatru, temperatury i tych okropnych dziur w drogach poradziliśmy sobie :)
Spokojnym tempem dojechaliśmy sprawnie – cali, zdrowi i co najważniejsze uśmiechnięci i szczęśliwi do celu… A wspomnienia z tego wyjazdu pozostaną nam w pamięci na zawsze … :) :) :)
BYŁO MEEEGGGGAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
122/2014
Środa, 6 sierpnia 2014
Uczestnicy
Km: | 19.60 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 01:05 | km/h: | 18.09 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |