13 | CYPR - Paphos i Monastyr Agios Neophytos
Czwartek, 19 lutego 2015 Kategoria CIEKAWE WYCIECZKI, Cypr 2015
Uczestnicy
Km: | 28.17 | Km teren: | 1.00 | Czas: | 01:50 | km/h: | 15.37 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: DHS | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pogoda płata figle, dziś na Cyprze opady i zimno... Popołudniu decydujemy się jednak ruszyć w stronę Monastyr Agios Neophytos, i pojeździć trochę po Paphos...
Na rondach w mieście porozstawiane są przeróżne figurki, miedzy innymi taki oto bałwanek... nie wiem, dlaczego :)
Po drodze łapie nas deszcz...
Jest zimno. Cieszę się , że zabrałam puchową kurtkę przejśćiówkę, bo ona pomaga mi jakoś przetrwać. Krótkie rękawiczki zdają egzamin tylko na podjazdach...
Po drodze wizyta pod strażą.
Jadąc przez miasto czuję cudowny, ale to cudowny zapach... okazuje się , ze tak pięknie pachną drzewka pomaranczowe...
Jedziemy cały czas pod górę, co pozwala się nam ogrzać. Widoki są super.
... ale pogoda z minuty na minutę się pogarsza...
... aż w pewnym momencie dzieję się coś co totalnie nas zaskakuje... ZACZYNA PADAĆ ŚNIEG !!! i to jak padać :D nic nie widać, chowamy się pod murkiem i postanawiamy przeczekać najgorsze...
Cały incydent trwa ok 10 minut. Potem pogoda odpuszcza, zaczyna wychodzić słoneczko a naszym oczom ukazują się mega widoki... Warto było marznąć i moknąć :)
Podjeżdżamy jeszcze kawałek i docieramy do celu - Monastyru. Obiekt nie robi na nas oszałamiającego wrażenia, więc robimy pamiątkowe zdjęcia i wracamy.
Droga powrotna okazuje się być makabrą... Przy stromym zjeździe ciężko jest jechać wolno, jesteśmy niby nie wysoko ale temperatura wynosi... tyle, żeby nam odmrozić palce. Ja miałam krótkie rękawiczki, ale Sebek był bez... Masakra. Na dodatek szosa była mokra. Jechałam chowając naprzemiennie ręce do kieszeni ale niewiele to dawało, dlatego po najgorszym odcinku decydujemy się schronić i ogrzać w cukierni.
Kupiliśmy gorącą kawkę, ale oczywiście jak zobaczyłam słodycze to nie mogłam się powstrzymać. Teraz już wiem , że warto się powstrzymać. Wybrałam sobie najpiękniejszą i najbardziej apetyczną drożdżówkę, a właściwie ciastko z nadzieniem przypominające drożdżówkę i po pierwszym kęsie poczułam w ustach smak mydła z kibla w pociągu... Nie żebym kiedykolwiek próbowała jeść takie mydło, ale to jedyne skojarzenie takiego smaku które przychodzi mi do głowy. Chce mi sie wymiotować na samą myśl. FUJ !
Dalej jedziemy juz na Paphos... Zimno, ale pięknie. Widoki wynagrodziły nam trud jazdy :)
Na rondach w mieście porozstawiane są przeróżne figurki, miedzy innymi taki oto bałwanek... nie wiem, dlaczego :)
Po drodze łapie nas deszcz...
Jest zimno. Cieszę się , że zabrałam puchową kurtkę przejśćiówkę, bo ona pomaga mi jakoś przetrwać. Krótkie rękawiczki zdają egzamin tylko na podjazdach...
Po drodze wizyta pod strażą.
Jadąc przez miasto czuję cudowny, ale to cudowny zapach... okazuje się , ze tak pięknie pachną drzewka pomaranczowe...
Jedziemy cały czas pod górę, co pozwala się nam ogrzać. Widoki są super.
... ale pogoda z minuty na minutę się pogarsza...
... aż w pewnym momencie dzieję się coś co totalnie nas zaskakuje... ZACZYNA PADAĆ ŚNIEG !!! i to jak padać :D nic nie widać, chowamy się pod murkiem i postanawiamy przeczekać najgorsze...
Cały incydent trwa ok 10 minut. Potem pogoda odpuszcza, zaczyna wychodzić słoneczko a naszym oczom ukazują się mega widoki... Warto było marznąć i moknąć :)
Podjeżdżamy jeszcze kawałek i docieramy do celu - Monastyru. Obiekt nie robi na nas oszałamiającego wrażenia, więc robimy pamiątkowe zdjęcia i wracamy.
Droga powrotna okazuje się być makabrą... Przy stromym zjeździe ciężko jest jechać wolno, jesteśmy niby nie wysoko ale temperatura wynosi... tyle, żeby nam odmrozić palce. Ja miałam krótkie rękawiczki, ale Sebek był bez... Masakra. Na dodatek szosa była mokra. Jechałam chowając naprzemiennie ręce do kieszeni ale niewiele to dawało, dlatego po najgorszym odcinku decydujemy się schronić i ogrzać w cukierni.
Kupiliśmy gorącą kawkę, ale oczywiście jak zobaczyłam słodycze to nie mogłam się powstrzymać. Teraz już wiem , że warto się powstrzymać. Wybrałam sobie najpiękniejszą i najbardziej apetyczną drożdżówkę, a właściwie ciastko z nadzieniem przypominające drożdżówkę i po pierwszym kęsie poczułam w ustach smak mydła z kibla w pociągu... Nie żebym kiedykolwiek próbowała jeść takie mydło, ale to jedyne skojarzenie takiego smaku które przychodzi mi do głowy. Chce mi sie wymiotować na samą myśl. FUJ !
Dalej jedziemy juz na Paphos... Zimno, ale pięknie. Widoki wynagrodziły nam trud jazdy :)
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!