Wpisy archiwalne w kategorii
WYCIECZKI POWYŻEJ 100 KM
Dystans całkowity: | 3272.97 km (w terenie 438.00 km; 13.38%) |
Czas w ruchu: | 171:50 |
Średnia prędkość: | 19.05 km/h |
Maksymalna prędkość: | 45.00 km/h |
Liczba aktywności: | 27 |
Średnio na aktywność: | 121.22 km i 6h 21m |
Więcej statystyk |
128/1014 - Trójstyk dz.3
Czwartek, 14 sierpnia 2014 Kategoria TRÓJSTYK 2014, CIEKAWE WYCIECZKI, WYCIECZKI POWYŻEJ 100 KM
Uczestnicy
Km: | 114.00 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 07:40 | km/h: | 14.87 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kellys | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś zamierzamy odwiedzić Park Narodowy Szwajcaria Czeska oraz Rezerwat Przyrody - Kanion Łaby.
Ruszając trafiamy na uroczy zameczek w Hornitz
Następnie kierujemy się w stronę Parku Narodowego Szwajcaria Czeska.
Pogoda jest dość dzika - ani ciepło, ani zimno. Przy podjazdach, których jest odrobinę mniej niż poprzedniego dnia jest mi bardzo gorąco, przy zjazdach - zimno.
Wkurzające - nie wiadomo jak się ubrać :) Ale jakoś się ogarniamy, wychodzi słońce, i robi się całkiem fajnie :)
Raz pod górkę a raz z górki przejeżdżamy przez urocze niemieckie i czeskie wioseczki. Tam wszystko jest takie KOCHANE :)
Jest bardzo czysto, zabudowa jest przesłodka a całość w połączeniu z górami i szumiącymi wszędzie strumyczkami tworzy sielankowy klimat :)
Strasznie mi się to podobało :) Cisza, spokój i tak ładnie :)
Chciałoby się tam zostać... :)
Docieramy do Parku Narodowego Szwajcaria Czeska.
Super miejsce, wszędzie pną się skały, do tego niedawno padał deszcz więc wszystko paruje...
Park Narodowy Szwajcaria Czeska
Na zjazdach robi się niebezpiecznie, bo rower pędzi , wszystko jest śliskie a ja mam wrażenie , że zaraz zabiję się na pierwszym lepszym drzewie przy ścieżce... jednak po kilku kilometrach "nauczyłam się" zjeżdżać, na szczęście bez upadku i dalej już sprawia mi to frajdę :)
Ale nie powiem, bo gorąco mi się kilka razy zrobiło ;)
Wyjeżdżając z Parku kierujemy się na miasteczko Decin przez Hrensko, szlakiem Łabskim.
Wspaniałe widoki towarzyszą nam aż do samego Decin.
Ruszamy do Decin !
Kolorowe stragany :)
Docieramy do Decin i ukazuje się nam całkiem ciekawy widok :) Oraz dwa piękne Zamki :) Jeden na szczycie, drugi na dole :)
Kanion Łaby :)
Pojeździliśmy chwilkę po ścieżkach rowerowych wzdłuż rzeki, na których panuje tłok.
W Decin Sebastian demonstruje swoje umiejętności lingwistyczne i jednym zdaniem przy kasie biletowej kupuje nam tikety na zuga , dzięki czemu możemy legalnie przejechać do miejscowości Rybniste, skąd czeka nas zjazd do Zittau. ;)
Podróż czeskim pociągiem jest komfortowa, ale upływa chwil kilka i rodzą się w nas obawy - czy zdołamy się wydostać?! czy kupiliśmy bilet w jedną stronę??? Kiedy w przedziale znalazło się z 10+ rowerzystów z pełnym ekwipunkiem zabrakło z głośników piosenki "one way ticket", ale na szczęście pepiczki nas wypuściły i mogliśmy dotrzeć na kwaterę na dwóch kółkach HA HA HA ;)
Jeszcze tylko słodkości przy pięknych okolicznościach przyrody ;)
W końcu znalazłam kogoś, kto mnie rozumie ;)
Tak właśnie minął nam ten fantastyczny dzień :)
Ruszając trafiamy na uroczy zameczek w Hornitz
Następnie kierujemy się w stronę Parku Narodowego Szwajcaria Czeska.
Pogoda jest dość dzika - ani ciepło, ani zimno. Przy podjazdach, których jest odrobinę mniej niż poprzedniego dnia jest mi bardzo gorąco, przy zjazdach - zimno.
Wkurzające - nie wiadomo jak się ubrać :) Ale jakoś się ogarniamy, wychodzi słońce, i robi się całkiem fajnie :)
Raz pod górkę a raz z górki przejeżdżamy przez urocze niemieckie i czeskie wioseczki. Tam wszystko jest takie KOCHANE :)
Jest bardzo czysto, zabudowa jest przesłodka a całość w połączeniu z górami i szumiącymi wszędzie strumyczkami tworzy sielankowy klimat :)
Strasznie mi się to podobało :) Cisza, spokój i tak ładnie :)
Chciałoby się tam zostać... :)
Docieramy do Parku Narodowego Szwajcaria Czeska.
Super miejsce, wszędzie pną się skały, do tego niedawno padał deszcz więc wszystko paruje...
Park Narodowy Szwajcaria Czeska
Na zjazdach robi się niebezpiecznie, bo rower pędzi , wszystko jest śliskie a ja mam wrażenie , że zaraz zabiję się na pierwszym lepszym drzewie przy ścieżce... jednak po kilku kilometrach "nauczyłam się" zjeżdżać, na szczęście bez upadku i dalej już sprawia mi to frajdę :)
Ale nie powiem, bo gorąco mi się kilka razy zrobiło ;)
Wyjeżdżając z Parku kierujemy się na miasteczko Decin przez Hrensko, szlakiem Łabskim.
Wspaniałe widoki towarzyszą nam aż do samego Decin.
Ruszamy do Decin !
Kolorowe stragany :)
Docieramy do Decin i ukazuje się nam całkiem ciekawy widok :) Oraz dwa piękne Zamki :) Jeden na szczycie, drugi na dole :)
Kanion Łaby :)
Pojeździliśmy chwilkę po ścieżkach rowerowych wzdłuż rzeki, na których panuje tłok.
W Decin Sebastian demonstruje swoje umiejętności lingwistyczne i jednym zdaniem przy kasie biletowej kupuje nam tikety na zuga , dzięki czemu możemy legalnie przejechać do miejscowości Rybniste, skąd czeka nas zjazd do Zittau. ;)
Podróż czeskim pociągiem jest komfortowa, ale upływa chwil kilka i rodzą się w nas obawy - czy zdołamy się wydostać?! czy kupiliśmy bilet w jedną stronę??? Kiedy w przedziale znalazło się z 10+ rowerzystów z pełnym ekwipunkiem zabrakło z głośników piosenki "one way ticket", ale na szczęście pepiczki nas wypuściły i mogliśmy dotrzeć na kwaterę na dwóch kółkach HA HA HA ;)
Jeszcze tylko słodkości przy pięknych okolicznościach przyrody ;)
W końcu znalazłam kogoś, kto mnie rozumie ;)
Tak właśnie minął nam ten fantastyczny dzień :)
82/2014
Czwartek, 19 czerwca 2014 Kategoria WYCIECZKI POWYŻEJ 100 KM, CIEKAWE WYCIECZKI
Uczestnicy
Km: | 113.00 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 06:30 | km/h: | 17.38 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rano wskoczyliśmy w pociąg i zaatakowaliśmy Poznań - miasto doznań. I to jakich...
Na początek - NARZEKANIE. Bylo zimno (brrr), nie spodziewałam się że aż tak, ale wspieraliśmy się z Sebkiem i przeżyliśmy :) Dobrze, że zabrałam polarek i nie założyłam sandałów.
Zawitaliśmy na Stary Rynek, gdzie napotkaliśmy tłum ludzi na jarmarku - stamtąd na Maltę, gdzie umówiliśmy sie z Grzegorzem , którego zaprosiłam na wspólną jazdę już parę dni temu :)
Grzesiek czekał na nas chwilę, ponieważ doznałam bardzo nieprzyjemnej kontuzji kciuka kończyny górnej prawej i nie mogłam zatamować krwawienia :(
Ale ogarnąwszy sytuację ruszyliśmy razem przez maltańskie ścieżki - tam dołączył do nas Piotrek i Mateusz - tacy tam niedzieli rowerzyści ha ha ha :)
Terenową wersją na której podobno dawałam sobie radę dotarliśmy do kolejnego celu naszej wycieczki - DOLINY CYBINY. Piękne miejsce, robi wrażenie.
Następnie dojechaliśmy do miejscowości Wierzenica, gdzie mieszkał niegdyś pan Cieszkowski oraz Pan Grigoru. :)
A potem wspaniała skarpa nad Jeziorem Kowalskim :)
Niestety, koledzy Piotrek i Mateusz zdecydowali się wracać w swoją stronę, zatem pożegnaliśmy się a My i Grzesiu ruszyliśmy do miejscowości Góra gdzie zaplanowany był przystanek.
Po drodze mała konsumpcja truskaweczek z pola... mamamammama ale były pyszne, dawno nie jadłam takich slodkich !!!
Mały piknik.:)
Ciekawe czy Grzesiu jeszcze żyje po zjedzeniu tego ciasta :P
Gadu, gadu ale czas płynął nieubłaganie a do tego pogoda znacznie się pogarszała więc pożegnaliśmy sie z Grzesiem i ruszyliśmy do domu
Po drodze złapała nas mżawka.
Jezioro Babskie nad którym panuje romantyczny klimat.... :)
Do domku dotarliśmy bez specjalnych przygód. Mimo tego, że zmieniliśmy nasz pierwotny plan wycieczka mi się podobała. Bardzo lubię męskie towarzystwo, które nie stwarza niepotrzebnych problemów i zawsze jest wesołe :) Do następnego ! :)
Na początek - NARZEKANIE. Bylo zimno (brrr), nie spodziewałam się że aż tak, ale wspieraliśmy się z Sebkiem i przeżyliśmy :) Dobrze, że zabrałam polarek i nie założyłam sandałów.
Zawitaliśmy na Stary Rynek, gdzie napotkaliśmy tłum ludzi na jarmarku - stamtąd na Maltę, gdzie umówiliśmy sie z Grzegorzem , którego zaprosiłam na wspólną jazdę już parę dni temu :)
Grzesiek czekał na nas chwilę, ponieważ doznałam bardzo nieprzyjemnej kontuzji kciuka kończyny górnej prawej i nie mogłam zatamować krwawienia :(
Ale ogarnąwszy sytuację ruszyliśmy razem przez maltańskie ścieżki - tam dołączył do nas Piotrek i Mateusz - tacy tam niedzieli rowerzyści ha ha ha :)
Terenową wersją na której podobno dawałam sobie radę dotarliśmy do kolejnego celu naszej wycieczki - DOLINY CYBINY. Piękne miejsce, robi wrażenie.
Następnie dojechaliśmy do miejscowości Wierzenica, gdzie mieszkał niegdyś pan Cieszkowski oraz Pan Grigoru. :)
A potem wspaniała skarpa nad Jeziorem Kowalskim :)
Niestety, koledzy Piotrek i Mateusz zdecydowali się wracać w swoją stronę, zatem pożegnaliśmy się a My i Grzesiu ruszyliśmy do miejscowości Góra gdzie zaplanowany był przystanek.
Po drodze mała konsumpcja truskaweczek z pola... mamamammama ale były pyszne, dawno nie jadłam takich slodkich !!!
Mały piknik.:)
Ciekawe czy Grzesiu jeszcze żyje po zjedzeniu tego ciasta :P
Gadu, gadu ale czas płynął nieubłaganie a do tego pogoda znacznie się pogarszała więc pożegnaliśmy sie z Grzesiem i ruszyliśmy do domu
Po drodze złapała nas mżawka.
Jezioro Babskie nad którym panuje romantyczny klimat.... :)
Do domku dotarliśmy bez specjalnych przygód. Mimo tego, że zmieniliśmy nasz pierwotny plan wycieczka mi się podobała. Bardzo lubię męskie towarzystwo, które nie stwarza niepotrzebnych problemów i zawsze jest wesołe :) Do następnego ! :)
68/2014
Piątek, 30 maja 2014 Kategoria WYCIECZKI POWYŻEJ 100 KM, CIEKAWE WYCIECZKI
Km: | 103.60 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 05:50 | km/h: | 17.76 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po śniadanku wyruszyliśmy na rowerki, tym razem naszym celem był Czersk.
Pogoda bardzo średnia - zimno i szarawo. Słońce nieśmiało przebijało się zza chmurek, jednak wszystko skutecznie psuł wiatr, chłód, ból gardła i katar. Przeziębiłam się... Po kilkunastu kilometrach kręcenia w lesie, trochę ustąpiło - było już ok:)
Czersk zdobyty :)
Wejście biletowane - uwaga - zniżka dla rowerzystów :P
Kupiliśmy więc bilety ulgowe i jazda na zwiedzanie :)
Przerwa na Słodkości na murach :)
Jak Sebek będzie niegrzeczny to będę go tak zamykać :P (tylko najpierw muszę zbudować fortecę :)
Opuszczamy Czersk i ruszamy w kierunku... Grabiny?:)
Miłą trasą zmierzamy ku Warszawie:
.... i kierujemy się w stronę Okęcia :) Mój kolega Tomek - pasjonat lotnictwa oraz stały bywalec w stolicy polecił nam super górkę, z której można oglądać starty tych cudownych maszyn, jednak zostaliśmy przy płocie.
Potem przez Centrum do domku :)
Gmach Telewizji Polskiej...
... i Polskiego Radia - nieco skromniejszy :) Pozdrowienia dla Radiowej Jedynki i Trójki - bo często słucham :)
Kulturalnie :P
Tęcza... zupełnie nie wiem, dlaczego niektórym się nie podoba. Jest urocza i śliczna :)
Jazda rowerem po stolicy to czysta przyjemność. Ścieżki rowerowe są super zorganizowane, a uprzejmość kierowców względem rowerzystów jak i pieszych nie zna granic!
Myślałam, że nie odnajdę się na rowerze w tak dużym mieście a okazało się, że jazda tam to sama przyjemność.
Górka na Ursynowie - wczoraj nie podjechałam całej, dziś już tak :)
Podsumowanie w dwóch krótkich słowach : SUPER JODA :) :)
Pogoda bardzo średnia - zimno i szarawo. Słońce nieśmiało przebijało się zza chmurek, jednak wszystko skutecznie psuł wiatr, chłód, ból gardła i katar. Przeziębiłam się... Po kilkunastu kilometrach kręcenia w lesie, trochę ustąpiło - było już ok:)
Czersk zdobyty :)
Wejście biletowane - uwaga - zniżka dla rowerzystów :P
Kupiliśmy więc bilety ulgowe i jazda na zwiedzanie :)
Przerwa na Słodkości na murach :)
Jak Sebek będzie niegrzeczny to będę go tak zamykać :P (tylko najpierw muszę zbudować fortecę :)
Opuszczamy Czersk i ruszamy w kierunku... Grabiny?:)
Miłą trasą zmierzamy ku Warszawie:
.... i kierujemy się w stronę Okęcia :) Mój kolega Tomek - pasjonat lotnictwa oraz stały bywalec w stolicy polecił nam super górkę, z której można oglądać starty tych cudownych maszyn, jednak zostaliśmy przy płocie.
Potem przez Centrum do domku :)
Gmach Telewizji Polskiej...
... i Polskiego Radia - nieco skromniejszy :) Pozdrowienia dla Radiowej Jedynki i Trójki - bo często słucham :)
Kulturalnie :P
Tęcza... zupełnie nie wiem, dlaczego niektórym się nie podoba. Jest urocza i śliczna :)
Jazda rowerem po stolicy to czysta przyjemność. Ścieżki rowerowe są super zorganizowane, a uprzejmość kierowców względem rowerzystów jak i pieszych nie zna granic!
Myślałam, że nie odnajdę się na rowerze w tak dużym mieście a okazało się, że jazda tam to sama przyjemność.
Górka na Ursynowie - wczoraj nie podjechałam całej, dziś już tak :)
Podsumowanie w dwóch krótkich słowach : SUPER JODA :) :)
46/2014
Piątek, 25 kwietnia 2014 Kategoria WYCIECZKI POWYŻEJ 100 KM, CIEKAWE WYCIECZKI
Uczestnicy
Km: | 149.60 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 08:00 | km/h: | 18.70 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Już od dawna bardzo chciałam pojechać z rowerkiem do Torunia i dziś udało się nam zrealizować ten plan :)
Przed 6 pobudka, Sebuś zrobił pożywne śniadanko i w drogę :)
Całą podróż pociągiem przespałam, obudziłam się już w Toruniu i ruszyliśmy :
Fontanna Cosmopolis :) Mam nadzieję, że uda mi się zobaczyć ją w nocnej odsłonie :)
Krzywa Wieża :)
Następnie zajechaliśmy na teren toruńskiego Aeroklubu i SZPITALA - okazało się że to PIC NA WODĘ, FOTOMONTAŻ !!! :)
Doktora Karkoszki nie było :(
Potem powrót na Stare Miasto i bardzo miła posiadówka, z pysznymi słodkościami i ciepłą kawką :)
Dalej już kierowaliśmy się w stronę kolejnego punktu naszej wyprawy, czyli Piechcina.
Trasa biegła z wiatrem, częściowo asfaltami, częściowo przez las. We wsi LESZCZE :) czekały na nas wspaniałe zjazdy :) Seba wymiękł, ale ja pokonałam swój rekord prędkości - całe 50 km / h hihihiih :)
DOTARLIŚMY :)
Hmmm... kamieniołomy w Piechcinie również były moim celem już od dłuższego czasu. Robią ogromne wrażenie :)
Przy okazji sobie "zakeszowałam " :)
Na miejscu mały piknik, kilka (no dobra, kilkanaście :) fotek i ruszyliśmy w stronę domu.... :)
Wagoniki :)
... przejeżdżając przez niezliczoną ilośc wiosek mniej lub bardziej uroczych odpowiadając dziewczynce na pożegnanie w stylu "narka" dowiedziałam się , że jestem GALARETĄ i to wcale nie było do mnie :P
Po drodze postój na lody w Mogilnie , które w gruncie rzeczy wcale mi aż tak nie smakowały :P
Na koniec słów kilka:
wyprawa udana w 100 % :)
Nogi nie bolą, siedzenie jest ok, plecy na szczęście przestały boleć już rano :) Dałam sobie radę, zapas był chociaż pojawił się problem - w sumie ten co zawsze - plecy.
No i .... wielki BUZIAK WAPIENNY dla tego Pana Kochanego za to, że tak dzielnie znosił moje towarzystwo i wspaniale zaplanował trasę :)
Pozdrower !
Przed 6 pobudka, Sebuś zrobił pożywne śniadanko i w drogę :)
Całą podróż pociągiem przespałam, obudziłam się już w Toruniu i ruszyliśmy :
Fontanna Cosmopolis :) Mam nadzieję, że uda mi się zobaczyć ją w nocnej odsłonie :)
Krzywa Wieża :)
Następnie zajechaliśmy na teren toruńskiego Aeroklubu i SZPITALA - okazało się że to PIC NA WODĘ, FOTOMONTAŻ !!! :)
Doktora Karkoszki nie było :(
Potem powrót na Stare Miasto i bardzo miła posiadówka, z pysznymi słodkościami i ciepłą kawką :)
Dalej już kierowaliśmy się w stronę kolejnego punktu naszej wyprawy, czyli Piechcina.
Trasa biegła z wiatrem, częściowo asfaltami, częściowo przez las. We wsi LESZCZE :) czekały na nas wspaniałe zjazdy :) Seba wymiękł, ale ja pokonałam swój rekord prędkości - całe 50 km / h hihihiih :)
DOTARLIŚMY :)
Hmmm... kamieniołomy w Piechcinie również były moim celem już od dłuższego czasu. Robią ogromne wrażenie :)
Przy okazji sobie "zakeszowałam " :)
Na miejscu mały piknik, kilka (no dobra, kilkanaście :) fotek i ruszyliśmy w stronę domu.... :)
Wagoniki :)
... przejeżdżając przez niezliczoną ilośc wiosek mniej lub bardziej uroczych odpowiadając dziewczynce na pożegnanie w stylu "narka" dowiedziałam się , że jestem GALARETĄ i to wcale nie było do mnie :P
Po drodze postój na lody w Mogilnie , które w gruncie rzeczy wcale mi aż tak nie smakowały :P
Na koniec słów kilka:
wyprawa udana w 100 % :)
Nogi nie bolą, siedzenie jest ok, plecy na szczęście przestały boleć już rano :) Dałam sobie radę, zapas był chociaż pojawił się problem - w sumie ten co zawsze - plecy.
No i .... wielki BUZIAK WAPIENNY dla tego Pana Kochanego za to, że tak dzielnie znosił moje towarzystwo i wspaniale zaplanował trasę :)
Pozdrower !
35/2014
Niedziela, 6 kwietnia 2014 Kategoria WYCIECZKI POWYŻEJ 100 KM, CIEKAWE WYCIECZKI
Km: | 100.10 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 05:40 | km/h: | 17.66 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Już od kilku dni wykazywałam wielką ochotę na dłuższą wycieczkę i nasz plan udało się w końcu zrealizować w niedzielę - razem z Sebulbą ruszyliśmy odwiedzić DOLINĘ RZEKI GĄSAWKI.
Dziś się nie spieszyliśmy.
Po drodze spotkanie z Szymonem - pozdrowienia. Chwila gaduchy i jazda dalej :)
Trasa wiodła przez piękny teren leśny, który zachwycał nas swoim urokiem i zapachem. A ta roześmiana rowerzystka to ja :)
Wjeżdżamy na ścieżkę DOLINA RZEKI GĄSAWKI.
Jeden z przystanków.
... i kolejny... :)
Po leżanku w promieniach słońca nad jeziorkiem którego nazwy oczywiście nie pamiętam udaliśmy się w drogę powrotną.
Tam miałam spotkanie 2 stopnia z JELENIAMI i jakimś dziwnym stworkiem oto takim:
Ja zostałam na dole, i dobrze :P
Droga do domu:
wycieczka w 100 % udana :)
Dystans 100km przekroczyłam DOSŁOWNIE za wjazdem na moje podwórko , ale dziś czuję się dobrze. Nie mam zakwasów jak po ostatniej stówce, jest OK!
Pozdrawiam :)
Dziś się nie spieszyliśmy.
Po drodze spotkanie z Szymonem - pozdrowienia. Chwila gaduchy i jazda dalej :)
Trasa wiodła przez piękny teren leśny, który zachwycał nas swoim urokiem i zapachem. A ta roześmiana rowerzystka to ja :)
Wjeżdżamy na ścieżkę DOLINA RZEKI GĄSAWKI.
Jeden z przystanków.
... i kolejny... :)
Po leżanku w promieniach słońca nad jeziorkiem którego nazwy oczywiście nie pamiętam udaliśmy się w drogę powrotną.
Tam miałam spotkanie 2 stopnia z JELENIAMI i jakimś dziwnym stworkiem oto takim:
Ja zostałam na dole, i dobrze :P
Droga do domu:
wycieczka w 100 % udana :)
Dystans 100km przekroczyłam DOSŁOWNIE za wjazdem na moje podwórko , ale dziś czuję się dobrze. Nie mam zakwasów jak po ostatniej stówce, jest OK!
Pozdrawiam :)
30/2014
Niedziela, 30 marca 2014 Kategoria CIEKAWE WYCIECZKI, WYCIECZKI POWYŻEJ 100 KM
Km: | 102.50 | Km teren: | 30.00 | Czas: | 05:30 | km/h: | 18.64 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś postanowiliśmy wybrać się do Moglina :)
Pogoda dopisywała, humorki też , więc po porannym, nieco dłuższym ogarnianiu się szybciutko naszykowałam smakołyków, ubrałam się i w drogę :)
Sprawnie dojechaliśmy na most kolejowy do Żabna, a stamtąd ruszyliśmy już do celu :)
Na miejscu mały odpoczynek w parku i ruszyliśmy dalej ... :-)
Nie będę ukrywać, że jazda po górkach nieco mnie wymęczyła, co prawda nie narzekałam tylko grzecznie jechałam z uśmiechem na buzi, ale tak naprawdę myślałam tylko o tym kiedy skończy się teren hahahah :D
Bardzo miły postój na łączce nad jeziorkiem... :) Słoneczko tak piękne świeciło i tak dobrze Nam się rozmawiało, że aż nie chciało się ruszać dalej....
Po drodze straszna wieś Mordo i przerażające opowieści mojego bajkopisarza.
Zjedliśmy obiadek i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Sebek pojechał do pracy a ja dokręciłam jeszcze trochę, chwilami w towarzystwie naszego miłego Kubusia
(pozdro Kubuś jeśli to czytasz ;) i tym sposobem udało mi się przekorczyć po raz pierwszy w tym roku magiczną barierę
100 KM !! :)
Wycieczka udana, pogoda piękna, tereny też - czyli w dwóch słowach SUPER JODA !!! :) :) :)
ps. dodawanie "relacji" i zdjęć jest tak męczące, że aż chyba nie dla mnie. PO 2 godzinach
Pogoda dopisywała, humorki też , więc po porannym, nieco dłuższym ogarnianiu się szybciutko naszykowałam smakołyków, ubrałam się i w drogę :)
Sprawnie dojechaliśmy na most kolejowy do Żabna, a stamtąd ruszyliśmy już do celu :)
Na miejscu mały odpoczynek w parku i ruszyliśmy dalej ... :-)
Nie będę ukrywać, że jazda po górkach nieco mnie wymęczyła, co prawda nie narzekałam tylko grzecznie jechałam z uśmiechem na buzi, ale tak naprawdę myślałam tylko o tym kiedy skończy się teren hahahah :D
Bardzo miły postój na łączce nad jeziorkiem... :) Słoneczko tak piękne świeciło i tak dobrze Nam się rozmawiało, że aż nie chciało się ruszać dalej....
Po drodze straszna wieś Mordo i przerażające opowieści mojego bajkopisarza.
Zjedliśmy obiadek i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Sebek pojechał do pracy a ja dokręciłam jeszcze trochę, chwilami w towarzystwie naszego miłego Kubusia
(pozdro Kubuś jeśli to czytasz ;) i tym sposobem udało mi się przekorczyć po raz pierwszy w tym roku magiczną barierę
100 KM !! :)
Wycieczka udana, pogoda piękna, tereny też - czyli w dwóch słowach SUPER JODA !!! :) :) :)
ps. dodawanie "relacji" i zdjęć jest tak męczące, że aż chyba nie dla mnie. PO 2 godzinach
82. - REKORD - Blue Lagoon !!!
Piątek, 6 września 2013 Kategoria CIEKAWE WYCIECZKI, WYCIECZKI POWYŻEJ 100 KM
Uczestnicy
Km: | 126.70 | Km teren: | 30.00 | Czas: | 06:55 | km/h: | 18.32 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Moja czwartkowa decyzja była niemalże męska – zaplanowałam wycieczkę!
Jedziemy – nie było wykrętów :P Sebek się ucieszył, wszystko ogarnął, przygotował, ja zrobiłam jedzonko, uszykowałam się, spakowałam i...
W piękne piątkowe, słoneczne przedpołudnie razem z moim Sebciem wybraliśmy się w moją pierwszą tak długą wycieczkę.
Tak naprawdę już rano miałam zakomunikowane , że łatwo nie będzie – wiatr nam nie sprzyjał. Do pierwszego punktu kontrolnego byłam zadowolona – wiało, bo wiało – nic szczególnego, jednak gdy już razem ruszyliśmy w otwartą przestrzeń zrobiło się tragicznie… Wiatrzysko było do tego stopnia upierdliwe, że jechałam czasami nawet 13-14km/h. Jedynym pocieszeniem było to, że droga powrotna będzie już z wiatrem.
Mimo takich prędkości jestem z siebie bardzo dumna – jako niedzielna rowerzystka potrafiłam rozłożyć sobie siły tak, aby nie mieć żadnych problemów z wytrzymaniem bez postoju i tak pierwszy zrobiliśmy po ponad 50km jazdy pod makabryczny wiatr. (na zjedzenie zrazów oczywiście;)
I jest… Konin zdobyty!
Tak razem walczyliśmy z wiatrem, rozmawialiśmy, śmialiśmy się przez wiele mniejszych i większych wiosek (a nawet puszczę – kto by pomyślał , że Bieniszewską ;) aż dotarliśmy nad Zbiornik Czarna Woda.
Urocze miejsce, piękne wierzby tworzą niesamowity klimat. Do tego zielona trawka, cudowny mężczyzna - czego chcieć więcej... :) Niestety, nasz główny cel był zupełnie inny, więc po chwili ruszyliśmy dalej. Swoją drogą, pierwszy raz w życiu widziałam, żeby strumyk płynął pod górkę. No ale cóż, wszystko możliwe jest w dzisiejszych czasach.
Ruszając dalej, ani się nie obejrzeliśmy a naszym oczom ukazał się zza drzew cel dzisiejszej wyprawy – BLUE LAGOON!!!
PIĘKNE MIEJSCE !!! Cudowny kolor wody, śliczne kamienie – generalnie bajecznie ;-) Szkoda tylko, że jest ono rezultatem ludzkiej szkody na poczet środowiska. Wody nie dotykaliśmy, bo przecież starach, że ręka odpadnie, ale za to JA musiałam wpaść w pył, bo jak zwykle pokracznym kroczkiem stąpałam po niedozwolonych miejscach.Stopy mam do dziś, jednak było ciężko doczyścić buty.
Siedzieliśmy sobie, robiliśmy zdjęcia i cieszyliśmy się z tych pięknych widoków, aż zrobiło się dość późno i trzeba było pakować manatki i ruszać w drogę powrotną.
Woda była piękna.
Urocze miejsce:)
:*
Mój Piękny Lolo :D
Postój przy elektrowni Pątnów – czas na zrazy oczywiście.
Węgiel na taśmie. Kiedy słyszę słowo „węgiel” zawsze przypomina mi się zabawna historia z czasów liceum (matko, kiedy to było?! :D ) kiedy to chłopcy na widok naszego księdza katechety wydali gromki okrzyk „Stachuuuuu, wyngiel przywieźli” a ksiądz rezolutnie odkrzyknął „Ale gdzie???” :D Hihihih
Odkrywka Jóźwin. Kilka razy widziałam odkrywkę z dość bliskiej odległości , ale nigdy nie aż z tak bliskiej...Robi wrażenie. Jedna, wielka, szara dziura.
Kleczew – park rekreacji stworzony po byłej kopalni. Park zlokalizowany jest całkowicie za miastem. Początkowo, kiedy tam jechaliśmy trochę zwątpiliśmy, czy jedziemy w dobrą stronę. Fajne tereny. Bardzo zadbane i czyste. Podejrzewam, że gdyby były w centrum nie wyglądały by już tak jak w tej chwili – menelstwo by je zniszczyło, a skoro są daleko, to większość lokalnych wandali pewnie nie ma ochoty iść taki hektar żeby podrapać ławkę albo naśmiecić, czy zbić butelkę. Jest to jakieś rozwiązanie, które może uchronić tego typu tereny przez łobuzami.
W lesie – super ścieżka z brzózkami :)
Wracaliśmy w towarzystwie zachodzącego słońca. Nie było nawet strasznie zimno. Po drodze mały postój u mojej kochanej cioci, i po 20 byliśmy w domku.
PODSUMOWUJĄC : NAJLEPSZA WYCIECZKA ROWEROWA, NA KTÓREJ BYŁAM !
Po pierwsze – ze względu na towarzystwo – fajnie jest jeździć z ukochaną osobą, która zawsze się mną zaopiekuje i podtrzyma mnie na duchu, a także pogada, rozśmieszy... Wymienianie zalet jazdy z ukochanym zajęłoby mi conajmniej dwa dni, więc sobie odpuszczę – kto ma okazję, ten wie jakie to miłe i piękne i przyjemne :)
Po drugie – bardzo ciekawy i zaskakująco piękny cel wycieczki, a także trasa.
Po trzecie – nie czułam zmęczenia, ani bólu. Była to moja pierwsza tak długa wycieczka, podczas męczarni z wiatrem ogarnęły mnie myśli, że na drugi dzień nie wytrzymam z powodu bólu nóg i nie zrobię ani kroku…. A tu miła niespodzianka – ZERO TEGO TYPU DOLEGLIWOŚCI !!! ;) Jedyne na co mogę ponarzekać to ból pleców (który zresztą ustąpił po odpoczynku po powrocie) – chyba jednak muszę mieć wyżej kierownicę.
Po czwarte – BYŁO PO PROSTU ZAJEBIŚCIE, bo zrealizowałam swoje malutkie marzenie ;)
Myślę, że dałam radę i spokojnie mogłabym pojechać jeszcze dalej. I Sebek też tak uważa, więc nie jestem jeszcze taka stara i koślawa :P
Pozdrawiam ;-)
Jedziemy – nie było wykrętów :P Sebek się ucieszył, wszystko ogarnął, przygotował, ja zrobiłam jedzonko, uszykowałam się, spakowałam i...
W piękne piątkowe, słoneczne przedpołudnie razem z moim Sebciem wybraliśmy się w moją pierwszą tak długą wycieczkę.
Tak naprawdę już rano miałam zakomunikowane , że łatwo nie będzie – wiatr nam nie sprzyjał. Do pierwszego punktu kontrolnego byłam zadowolona – wiało, bo wiało – nic szczególnego, jednak gdy już razem ruszyliśmy w otwartą przestrzeń zrobiło się tragicznie… Wiatrzysko było do tego stopnia upierdliwe, że jechałam czasami nawet 13-14km/h. Jedynym pocieszeniem było to, że droga powrotna będzie już z wiatrem.
Mimo takich prędkości jestem z siebie bardzo dumna – jako niedzielna rowerzystka potrafiłam rozłożyć sobie siły tak, aby nie mieć żadnych problemów z wytrzymaniem bez postoju i tak pierwszy zrobiliśmy po ponad 50km jazdy pod makabryczny wiatr. (na zjedzenie zrazów oczywiście;)
I jest… Konin zdobyty!
Tak razem walczyliśmy z wiatrem, rozmawialiśmy, śmialiśmy się przez wiele mniejszych i większych wiosek (a nawet puszczę – kto by pomyślał , że Bieniszewską ;) aż dotarliśmy nad Zbiornik Czarna Woda.
Urocze miejsce, piękne wierzby tworzą niesamowity klimat. Do tego zielona trawka, cudowny mężczyzna - czego chcieć więcej... :) Niestety, nasz główny cel był zupełnie inny, więc po chwili ruszyliśmy dalej. Swoją drogą, pierwszy raz w życiu widziałam, żeby strumyk płynął pod górkę. No ale cóż, wszystko możliwe jest w dzisiejszych czasach.
Ruszając dalej, ani się nie obejrzeliśmy a naszym oczom ukazał się zza drzew cel dzisiejszej wyprawy – BLUE LAGOON!!!
PIĘKNE MIEJSCE !!! Cudowny kolor wody, śliczne kamienie – generalnie bajecznie ;-) Szkoda tylko, że jest ono rezultatem ludzkiej szkody na poczet środowiska. Wody nie dotykaliśmy, bo przecież starach, że ręka odpadnie, ale za to JA musiałam wpaść w pył, bo jak zwykle pokracznym kroczkiem stąpałam po niedozwolonych miejscach.Stopy mam do dziś, jednak było ciężko doczyścić buty.
Siedzieliśmy sobie, robiliśmy zdjęcia i cieszyliśmy się z tych pięknych widoków, aż zrobiło się dość późno i trzeba było pakować manatki i ruszać w drogę powrotną.
Woda była piękna.
Urocze miejsce:)
:*
Mój Piękny Lolo :D
Postój przy elektrowni Pątnów – czas na zrazy oczywiście.
Węgiel na taśmie. Kiedy słyszę słowo „węgiel” zawsze przypomina mi się zabawna historia z czasów liceum (matko, kiedy to było?! :D ) kiedy to chłopcy na widok naszego księdza katechety wydali gromki okrzyk „Stachuuuuu, wyngiel przywieźli” a ksiądz rezolutnie odkrzyknął „Ale gdzie???” :D Hihihih
Odkrywka Jóźwin. Kilka razy widziałam odkrywkę z dość bliskiej odległości , ale nigdy nie aż z tak bliskiej...Robi wrażenie. Jedna, wielka, szara dziura.
Kleczew – park rekreacji stworzony po byłej kopalni. Park zlokalizowany jest całkowicie za miastem. Początkowo, kiedy tam jechaliśmy trochę zwątpiliśmy, czy jedziemy w dobrą stronę. Fajne tereny. Bardzo zadbane i czyste. Podejrzewam, że gdyby były w centrum nie wyglądały by już tak jak w tej chwili – menelstwo by je zniszczyło, a skoro są daleko, to większość lokalnych wandali pewnie nie ma ochoty iść taki hektar żeby podrapać ławkę albo naśmiecić, czy zbić butelkę. Jest to jakieś rozwiązanie, które może uchronić tego typu tereny przez łobuzami.
W lesie – super ścieżka z brzózkami :)
Wracaliśmy w towarzystwie zachodzącego słońca. Nie było nawet strasznie zimno. Po drodze mały postój u mojej kochanej cioci, i po 20 byliśmy w domku.
PODSUMOWUJĄC : NAJLEPSZA WYCIECZKA ROWEROWA, NA KTÓREJ BYŁAM !
Po pierwsze – ze względu na towarzystwo – fajnie jest jeździć z ukochaną osobą, która zawsze się mną zaopiekuje i podtrzyma mnie na duchu, a także pogada, rozśmieszy... Wymienianie zalet jazdy z ukochanym zajęłoby mi conajmniej dwa dni, więc sobie odpuszczę – kto ma okazję, ten wie jakie to miłe i piękne i przyjemne :)
Po drugie – bardzo ciekawy i zaskakująco piękny cel wycieczki, a także trasa.
Po trzecie – nie czułam zmęczenia, ani bólu. Była to moja pierwsza tak długa wycieczka, podczas męczarni z wiatrem ogarnęły mnie myśli, że na drugi dzień nie wytrzymam z powodu bólu nóg i nie zrobię ani kroku…. A tu miła niespodzianka – ZERO TEGO TYPU DOLEGLIWOŚCI !!! ;) Jedyne na co mogę ponarzekać to ból pleców (który zresztą ustąpił po odpoczynku po powrocie) – chyba jednak muszę mieć wyżej kierownicę.
Po czwarte – BYŁO PO PROSTU ZAJEBIŚCIE, bo zrealizowałam swoje malutkie marzenie ;)
Myślę, że dałam radę i spokojnie mogłabym pojechać jeszcze dalej. I Sebek też tak uważa, więc nie jestem jeszcze taka stara i koślawa :P
Pozdrawiam ;-)