89.
Niedziela, 22 września 2013
Uczestnicy
Km: | 26.60 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:10 | km/h: | 22.80 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Odwiedził mnie dziś Jeżyk z zamiarem wyjazdu na wycieczkę, jednak obowiązki zatrzymały nas w domku. Zarobił chłop na miskę zupy, a potem pomknęliśmy do Cieli zobaczyć czy "hamborgiry" są tak dobre jak zawsze. Były! Ba, nawet jakieś takie lepsze:P
Ściana baru została odrestaurowana, więc należało uwiecznić to na fotografii:
Gdzieś tam:
A tak będziemy wyglądać jak nadal będziemy jeść te hamborgiry:
Ściana baru została odrestaurowana, więc należało uwiecznić to na fotografii:
Gdzieś tam:
A tak będziemy wyglądać jak nadal będziemy jeść te hamborgiry:
88.
Środa, 18 września 2013
Km: | 11.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:30 | km/h: | 22.40 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Deszcz skutecznie mnie przepędził. Szkoda.
87.
Poniedziałek, 16 września 2013
Km: | 21.70 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:05 | km/h: | 20.03 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Myślałam, że zdechnę.Po wczorajszym turnieju tenisowym mam okropne zakwasy, więc po robocie położyłam się a zaraz potem postanowiłam wyjść na roweł... Wyjechałam i trach ! - zatrzymali mnie CHŁOPCY RADAROWCY.
Do kontroli drogowej, a jak. Światełka, hamulce. Miałam wykład o bezpieczeństwie, kasku, ciepłym ubraniu, czapce tudzież opasce na głowę. Pogadałam z Panami (to znaczy wysłuchałam pouczenia i poddałam się kontroli) i pojechałam dalej (btw mam twarzową bluzę ;)
Do kontroli drogowej, a jak. Światełka, hamulce. Miałam wykład o bezpieczeństwie, kasku, ciepłym ubraniu, czapce tudzież opasce na głowę. Pogadałam z Panami (to znaczy wysłuchałam pouczenia i poddałam się kontroli) i pojechałam dalej (btw mam twarzową bluzę ;)
86. W
Czwartek, 12 września 2013
Km: | 37.90 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 02:10 | km/h: | 17.49 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pojechałam sobie na Wenecję i tam kręciłam kółka z Mateuszem i Mateuszem - mieli buty na kółkach :) Pogadaliśmy, pośmialiśmy się, chłopcy jeszcze zostali a ja przez miasto wróciłam do domku.
Zdjęć nie ma, ale za to miła nutka do posłuchania:
Zdjęć nie ma, ale za to miła nutka do posłuchania:
85.
Wtorek, 10 września 2013
Km: | 7.60 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:25 | km/h: | 18.24 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
84.
Niedziela, 8 września 2013 Kategoria CIEKAWE WYCIECZKI, WYCIECZKI POWYŻEJ 50 KM
Uczestnicy
Km: | 52.60 | Km teren: | 18.00 | Czas: | 02:50 | km/h: | 18.56 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Mój ostatni tak naprawdę wakacyjny weekend kończy się wycieczką do zamku w środku lasu. Kto mnie tam zaprowadził - oczywiście Sebulek :)
Po drodze dostałam pięknego kwiatka, którego niestety zgubiłam podczas mordęgi przez las :( Całe szczęście obyło się bez upadku, ale Sebek co chwilę musiał znosić mój dziki śmiech , kiedy to mój rower razem z zawartością czyli mną był targany niczym Shazza piaskiem pustynii :D
Dotarliśmy. właściciel musi mieć farta, że mieszka sobie w takim miejscu, zameczek jest śliczny!!!
Zdobyłam również kolejnego kesza, w którym znalazłam rzecz niezbędną dla każdego rowerzysty, obywatela i człowieka a mianowicie BANDAŻ :D
Potem udaliśmy się na piknik nad jezioro Białe no i do samego ośrodka, w którym w końcu zrobiłam porządek ( chyba nie ostatecznie! )
Zjedliśmy lodziki i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Skorzęcińskie niebo zachwycało dziś barwami:
My na tle jeziora:
Tak skończył się mój jak do tej pory najintensywniejszy weekend na rowerze. Przejechałam przez trzy dni blisko 230 kilometrów. Uważam to za swój mały sukces, ponieważ zdecydowanie jestem "niedzielną rowerzystką" a nie sportsmenką, która katuje się na dużych dystansach. Nie był to wielki wysiłek - z czego również mogę być zadowolona. Bardzo dużo dało mi towarzystwo - mój Kochany jest zdecydowanie najlepszym kompanem do jazdy zaraz po mnie samej. Myślę, że musimy sobie powtórzyć jeszcze nie raz coś takiego. Czuję się dobrze, żyję, jestem zadowolona i szczęśliwa. Pozdrawiam :)
Po drodze dostałam pięknego kwiatka, którego niestety zgubiłam podczas mordęgi przez las :( Całe szczęście obyło się bez upadku, ale Sebek co chwilę musiał znosić mój dziki śmiech , kiedy to mój rower razem z zawartością czyli mną był targany niczym Shazza piaskiem pustynii :D
Dotarliśmy. właściciel musi mieć farta, że mieszka sobie w takim miejscu, zameczek jest śliczny!!!
Zdobyłam również kolejnego kesza, w którym znalazłam rzecz niezbędną dla każdego rowerzysty, obywatela i człowieka a mianowicie BANDAŻ :D
Potem udaliśmy się na piknik nad jezioro Białe no i do samego ośrodka, w którym w końcu zrobiłam porządek ( chyba nie ostatecznie! )
Zjedliśmy lodziki i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Skorzęcińskie niebo zachwycało dziś barwami:
My na tle jeziora:
Tak skończył się mój jak do tej pory najintensywniejszy weekend na rowerze. Przejechałam przez trzy dni blisko 230 kilometrów. Uważam to za swój mały sukces, ponieważ zdecydowanie jestem "niedzielną rowerzystką" a nie sportsmenką, która katuje się na dużych dystansach. Nie był to wielki wysiłek - z czego również mogę być zadowolona. Bardzo dużo dało mi towarzystwo - mój Kochany jest zdecydowanie najlepszym kompanem do jazdy zaraz po mnie samej. Myślę, że musimy sobie powtórzyć jeszcze nie raz coś takiego. Czuję się dobrze, żyję, jestem zadowolona i szczęśliwa. Pozdrawiam :)
83. - Duszno
Sobota, 7 września 2013 Kategoria CIEKAWE WYCIECZKI
Uczestnicy
Km: | 48.20 | Km teren: | 18.00 | Czas: | 02:40 | km/h: | 18.08 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po wczorajszej wyprawie do Konina byłam pełna obaw czy dam radę męczyć się po trzemeszeńskich pagórkach tylko po to, żeby odwiedzić Duszno. Po małej rozgrzewce zdecydowaliśmy się jednak ruszyć i byłam w szoku - całkiem nieźle sobie radziłam :)Nogi nie bolały, plecy też w sumie nie. W Dusznie byliśmy tylko autem - nigdy nie miałam okazji być tam rowerem.
Jadę! Mimo piachu i pagórów obyło się bez gleb i zmęczenia:
Legendarny już Punkt Widokowy mojego kochanego Firemana:
Cóż... pogoda piękna, towarzystwo wspaniałe, popodziwialiśmy widoki i odgłosy natury (pozdrowienia dla pana Remigiusza) i ruszyliśmy dalej do domku na obiadek.
Duszno:
Potem Sebuś mnie odprowadził a późnym wieczorem pokręciłam się jeszcze po mojej miejscowości w celu tańca na rowerze przy rytmach disco, które dobiegały z parku.
Jadę! Mimo piachu i pagórów obyło się bez gleb i zmęczenia:
Legendarny już Punkt Widokowy mojego kochanego Firemana:
Cóż... pogoda piękna, towarzystwo wspaniałe, popodziwialiśmy widoki i odgłosy natury (pozdrowienia dla pana Remigiusza) i ruszyliśmy dalej do domku na obiadek.
Duszno:
Potem Sebuś mnie odprowadził a późnym wieczorem pokręciłam się jeszcze po mojej miejscowości w celu tańca na rowerze przy rytmach disco, które dobiegały z parku.
82. - REKORD - Blue Lagoon !!!
Piątek, 6 września 2013 Kategoria CIEKAWE WYCIECZKI, WYCIECZKI POWYŻEJ 100 KM
Uczestnicy
Km: | 126.70 | Km teren: | 30.00 | Czas: | 06:55 | km/h: | 18.32 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Moja czwartkowa decyzja była niemalże męska – zaplanowałam wycieczkę!
Jedziemy – nie było wykrętów :P Sebek się ucieszył, wszystko ogarnął, przygotował, ja zrobiłam jedzonko, uszykowałam się, spakowałam i...
W piękne piątkowe, słoneczne przedpołudnie razem z moim Sebciem wybraliśmy się w moją pierwszą tak długą wycieczkę.
Tak naprawdę już rano miałam zakomunikowane , że łatwo nie będzie – wiatr nam nie sprzyjał. Do pierwszego punktu kontrolnego byłam zadowolona – wiało, bo wiało – nic szczególnego, jednak gdy już razem ruszyliśmy w otwartą przestrzeń zrobiło się tragicznie… Wiatrzysko było do tego stopnia upierdliwe, że jechałam czasami nawet 13-14km/h. Jedynym pocieszeniem było to, że droga powrotna będzie już z wiatrem.
Mimo takich prędkości jestem z siebie bardzo dumna – jako niedzielna rowerzystka potrafiłam rozłożyć sobie siły tak, aby nie mieć żadnych problemów z wytrzymaniem bez postoju i tak pierwszy zrobiliśmy po ponad 50km jazdy pod makabryczny wiatr. (na zjedzenie zrazów oczywiście;)
I jest… Konin zdobyty!
Tak razem walczyliśmy z wiatrem, rozmawialiśmy, śmialiśmy się przez wiele mniejszych i większych wiosek (a nawet puszczę – kto by pomyślał , że Bieniszewską ;) aż dotarliśmy nad Zbiornik Czarna Woda.
Urocze miejsce, piękne wierzby tworzą niesamowity klimat. Do tego zielona trawka, cudowny mężczyzna - czego chcieć więcej... :) Niestety, nasz główny cel był zupełnie inny, więc po chwili ruszyliśmy dalej. Swoją drogą, pierwszy raz w życiu widziałam, żeby strumyk płynął pod górkę. No ale cóż, wszystko możliwe jest w dzisiejszych czasach.
Ruszając dalej, ani się nie obejrzeliśmy a naszym oczom ukazał się zza drzew cel dzisiejszej wyprawy – BLUE LAGOON!!!
PIĘKNE MIEJSCE !!! Cudowny kolor wody, śliczne kamienie – generalnie bajecznie ;-) Szkoda tylko, że jest ono rezultatem ludzkiej szkody na poczet środowiska. Wody nie dotykaliśmy, bo przecież starach, że ręka odpadnie, ale za to JA musiałam wpaść w pył, bo jak zwykle pokracznym kroczkiem stąpałam po niedozwolonych miejscach.Stopy mam do dziś, jednak było ciężko doczyścić buty.
Siedzieliśmy sobie, robiliśmy zdjęcia i cieszyliśmy się z tych pięknych widoków, aż zrobiło się dość późno i trzeba było pakować manatki i ruszać w drogę powrotną.
Woda była piękna.
Urocze miejsce:)
:*
Mój Piękny Lolo :D
Postój przy elektrowni Pątnów – czas na zrazy oczywiście.
Węgiel na taśmie. Kiedy słyszę słowo „węgiel” zawsze przypomina mi się zabawna historia z czasów liceum (matko, kiedy to było?! :D ) kiedy to chłopcy na widok naszego księdza katechety wydali gromki okrzyk „Stachuuuuu, wyngiel przywieźli” a ksiądz rezolutnie odkrzyknął „Ale gdzie???” :D Hihihih
Odkrywka Jóźwin. Kilka razy widziałam odkrywkę z dość bliskiej odległości , ale nigdy nie aż z tak bliskiej...Robi wrażenie. Jedna, wielka, szara dziura.
Kleczew – park rekreacji stworzony po byłej kopalni. Park zlokalizowany jest całkowicie za miastem. Początkowo, kiedy tam jechaliśmy trochę zwątpiliśmy, czy jedziemy w dobrą stronę. Fajne tereny. Bardzo zadbane i czyste. Podejrzewam, że gdyby były w centrum nie wyglądały by już tak jak w tej chwili – menelstwo by je zniszczyło, a skoro są daleko, to większość lokalnych wandali pewnie nie ma ochoty iść taki hektar żeby podrapać ławkę albo naśmiecić, czy zbić butelkę. Jest to jakieś rozwiązanie, które może uchronić tego typu tereny przez łobuzami.
W lesie – super ścieżka z brzózkami :)
Wracaliśmy w towarzystwie zachodzącego słońca. Nie było nawet strasznie zimno. Po drodze mały postój u mojej kochanej cioci, i po 20 byliśmy w domku.
PODSUMOWUJĄC : NAJLEPSZA WYCIECZKA ROWEROWA, NA KTÓREJ BYŁAM !
Po pierwsze – ze względu na towarzystwo – fajnie jest jeździć z ukochaną osobą, która zawsze się mną zaopiekuje i podtrzyma mnie na duchu, a także pogada, rozśmieszy... Wymienianie zalet jazdy z ukochanym zajęłoby mi conajmniej dwa dni, więc sobie odpuszczę – kto ma okazję, ten wie jakie to miłe i piękne i przyjemne :)
Po drugie – bardzo ciekawy i zaskakująco piękny cel wycieczki, a także trasa.
Po trzecie – nie czułam zmęczenia, ani bólu. Była to moja pierwsza tak długa wycieczka, podczas męczarni z wiatrem ogarnęły mnie myśli, że na drugi dzień nie wytrzymam z powodu bólu nóg i nie zrobię ani kroku…. A tu miła niespodzianka – ZERO TEGO TYPU DOLEGLIWOŚCI !!! ;) Jedyne na co mogę ponarzekać to ból pleców (który zresztą ustąpił po odpoczynku po powrocie) – chyba jednak muszę mieć wyżej kierownicę.
Po czwarte – BYŁO PO PROSTU ZAJEBIŚCIE, bo zrealizowałam swoje malutkie marzenie ;)
Myślę, że dałam radę i spokojnie mogłabym pojechać jeszcze dalej. I Sebek też tak uważa, więc nie jestem jeszcze taka stara i koślawa :P
Pozdrawiam ;-)
Jedziemy – nie było wykrętów :P Sebek się ucieszył, wszystko ogarnął, przygotował, ja zrobiłam jedzonko, uszykowałam się, spakowałam i...
W piękne piątkowe, słoneczne przedpołudnie razem z moim Sebciem wybraliśmy się w moją pierwszą tak długą wycieczkę.
Tak naprawdę już rano miałam zakomunikowane , że łatwo nie będzie – wiatr nam nie sprzyjał. Do pierwszego punktu kontrolnego byłam zadowolona – wiało, bo wiało – nic szczególnego, jednak gdy już razem ruszyliśmy w otwartą przestrzeń zrobiło się tragicznie… Wiatrzysko było do tego stopnia upierdliwe, że jechałam czasami nawet 13-14km/h. Jedynym pocieszeniem było to, że droga powrotna będzie już z wiatrem.
Mimo takich prędkości jestem z siebie bardzo dumna – jako niedzielna rowerzystka potrafiłam rozłożyć sobie siły tak, aby nie mieć żadnych problemów z wytrzymaniem bez postoju i tak pierwszy zrobiliśmy po ponad 50km jazdy pod makabryczny wiatr. (na zjedzenie zrazów oczywiście;)
I jest… Konin zdobyty!
Tak razem walczyliśmy z wiatrem, rozmawialiśmy, śmialiśmy się przez wiele mniejszych i większych wiosek (a nawet puszczę – kto by pomyślał , że Bieniszewską ;) aż dotarliśmy nad Zbiornik Czarna Woda.
Urocze miejsce, piękne wierzby tworzą niesamowity klimat. Do tego zielona trawka, cudowny mężczyzna - czego chcieć więcej... :) Niestety, nasz główny cel był zupełnie inny, więc po chwili ruszyliśmy dalej. Swoją drogą, pierwszy raz w życiu widziałam, żeby strumyk płynął pod górkę. No ale cóż, wszystko możliwe jest w dzisiejszych czasach.
Ruszając dalej, ani się nie obejrzeliśmy a naszym oczom ukazał się zza drzew cel dzisiejszej wyprawy – BLUE LAGOON!!!
PIĘKNE MIEJSCE !!! Cudowny kolor wody, śliczne kamienie – generalnie bajecznie ;-) Szkoda tylko, że jest ono rezultatem ludzkiej szkody na poczet środowiska. Wody nie dotykaliśmy, bo przecież starach, że ręka odpadnie, ale za to JA musiałam wpaść w pył, bo jak zwykle pokracznym kroczkiem stąpałam po niedozwolonych miejscach.Stopy mam do dziś, jednak było ciężko doczyścić buty.
Siedzieliśmy sobie, robiliśmy zdjęcia i cieszyliśmy się z tych pięknych widoków, aż zrobiło się dość późno i trzeba było pakować manatki i ruszać w drogę powrotną.
Woda była piękna.
Urocze miejsce:)
:*
Mój Piękny Lolo :D
Postój przy elektrowni Pątnów – czas na zrazy oczywiście.
Węgiel na taśmie. Kiedy słyszę słowo „węgiel” zawsze przypomina mi się zabawna historia z czasów liceum (matko, kiedy to było?! :D ) kiedy to chłopcy na widok naszego księdza katechety wydali gromki okrzyk „Stachuuuuu, wyngiel przywieźli” a ksiądz rezolutnie odkrzyknął „Ale gdzie???” :D Hihihih
Odkrywka Jóźwin. Kilka razy widziałam odkrywkę z dość bliskiej odległości , ale nigdy nie aż z tak bliskiej...Robi wrażenie. Jedna, wielka, szara dziura.
Kleczew – park rekreacji stworzony po byłej kopalni. Park zlokalizowany jest całkowicie za miastem. Początkowo, kiedy tam jechaliśmy trochę zwątpiliśmy, czy jedziemy w dobrą stronę. Fajne tereny. Bardzo zadbane i czyste. Podejrzewam, że gdyby były w centrum nie wyglądały by już tak jak w tej chwili – menelstwo by je zniszczyło, a skoro są daleko, to większość lokalnych wandali pewnie nie ma ochoty iść taki hektar żeby podrapać ławkę albo naśmiecić, czy zbić butelkę. Jest to jakieś rozwiązanie, które może uchronić tego typu tereny przez łobuzami.
W lesie – super ścieżka z brzózkami :)
Wracaliśmy w towarzystwie zachodzącego słońca. Nie było nawet strasznie zimno. Po drodze mały postój u mojej kochanej cioci, i po 20 byliśmy w domku.
PODSUMOWUJĄC : NAJLEPSZA WYCIECZKA ROWEROWA, NA KTÓREJ BYŁAM !
Po pierwsze – ze względu na towarzystwo – fajnie jest jeździć z ukochaną osobą, która zawsze się mną zaopiekuje i podtrzyma mnie na duchu, a także pogada, rozśmieszy... Wymienianie zalet jazdy z ukochanym zajęłoby mi conajmniej dwa dni, więc sobie odpuszczę – kto ma okazję, ten wie jakie to miłe i piękne i przyjemne :)
Po drugie – bardzo ciekawy i zaskakująco piękny cel wycieczki, a także trasa.
Po trzecie – nie czułam zmęczenia, ani bólu. Była to moja pierwsza tak długa wycieczka, podczas męczarni z wiatrem ogarnęły mnie myśli, że na drugi dzień nie wytrzymam z powodu bólu nóg i nie zrobię ani kroku…. A tu miła niespodzianka – ZERO TEGO TYPU DOLEGLIWOŚCI !!! ;) Jedyne na co mogę ponarzekać to ból pleców (który zresztą ustąpił po odpoczynku po powrocie) – chyba jednak muszę mieć wyżej kierownicę.
Po czwarte – BYŁO PO PROSTU ZAJEBIŚCIE, bo zrealizowałam swoje malutkie marzenie ;)
Myślę, że dałam radę i spokojnie mogłabym pojechać jeszcze dalej. I Sebek też tak uważa, więc nie jestem jeszcze taka stara i koślawa :P
Pozdrawiam ;-)
81.
Czwartek, 5 września 2013
Km: | 30.00 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 01:40 | km/h: | 18.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Do Gniezna pozałatwiać sprawy i spotkać się z koleżanką. Następnie aż dwa razy byłam w sklepie po produkty potrzebne do przygotowania jedzonka na jutrzejszą wyprawę :)
80.
Środa, 4 września 2013
Uczestnicy
Km: | 51.50 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 02:32 | km/h: | 20.33 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Mój kochany Sebciu zabrał mnie na wycieczkę do ruin pałacu w Unii :) Z obawy, że coś spadnie mi na głowę nie zwiedziłam ich w środku, jednak dokonaliśmy dokładnych oględzin z zewnątrz no i znalazłam kesza :P - teraz mogę się pochwalić koleżance z którą szukam keszy hahaha ;)
Zajechaliśmy:
Na początku weszłam, bawiło mnie to bardzo:
Później zrobiło się strasznie, bardzo strasznieeeeeee:
Ale mam przy sobie kochanego Sebcia, który zawsze dba o to, żebym czuła się bezpiecznie:
Znalazłam kesza :P
W drodze powrotnej, zerwałam troszkę moich ulubionych turków, w celu upajania się ich zapachem. W mojej miłości do ich woni jestem niestety sama - nikt nie lubi tego cmentarnego smrodu :P
Wycieczka udana :P ;)
Zajechaliśmy:
Na początku weszłam, bawiło mnie to bardzo:
Później zrobiło się strasznie, bardzo strasznieeeeeee:
Ale mam przy sobie kochanego Sebcia, który zawsze dba o to, żebym czuła się bezpiecznie:
Znalazłam kesza :P
W drodze powrotnej, zerwałam troszkę moich ulubionych turków, w celu upajania się ich zapachem. W mojej miłości do ich woni jestem niestety sama - nikt nie lubi tego cmentarnego smrodu :P
Wycieczka udana :P ;)